piątek, 9 grudnia 2016

Tajlandia Dzień Drugi

W końcu po opuszczeniu pokładu samolotu pora zadać sobie pytanie...
Jak właściwie przedostać się do Bangkoku?
Spokojnie, najpierw trzeba przejść przez wszystkie kontrole, więc jest czas na zaplanowanie pomysłu, na dostanie się do celu jeszcze dziś.

Już przy jednej z kontroli zdałam sobie sprawę, że mój pomysł podróżowania bez planu, nie przez wszystkich jest do ogarnięcia.
Pani urzędniczka zadaje pytanie, które totalnie przewraca mój sposób myślenia:
  • Gdzie będzie Pani spała, w którym hotelu się zatrzyma i jak długo?
    Hmmmm...Serio???!!!
Cóż, próbuję wytłumaczyć zdziwionej Pani w okienku, że chętnie bym jej to wszystko powiedziała, ale sama nie mam pojęcia, gdzie mnie zaprowadzi wyobraźnia.
Niestety urzędy są na całym świecie są takie same i rubryka skoro jest to musi być wypisana i nie ma innego wyjścia jak zdobyć informację, gdzie będę przez najbliższe dwa tygodnie!
Poddaje się i szukam w głowie szybko rozwiązania. Za nim pomyślę, już mówię, że sobie właśnie przypomniałam, iż mamy rezerwacje w Hotelu o wdzięcznej, niepowtarzalnej nazwie Central Hotel :) Pani z rozbrajającym uśmiechem wypisuje nieszczęsną rubryczkę i tylko czekam, aż zacznie zadawać kolejne pytania. Ufff …. przemiła Pani, wie o co chodzi i już o nic nie pyta tylko bije pieczątki i wpuszcza nas do swojego pięknego kraju:)

Jesteśmy !!!

Kilka słów o Hotelu Central Hotel w Bangkoku.... bladego pojęcia nie mam, czy jest czysty, czy brudny, czy ma przepiękny widok i dobre jedzonko. Tak na dobrą sprawę, nie mam bladego pojęcia, gdzie jest położony i czy w ogóle istnieje. Ale polecam! Z całego serducha wszystkim :)

Idziemy po odbiór bagaży z nadzieją, że zniosły trudy podróży.
Pora pomyśleć co dalej...
Po zaczerpnięciu kilku informacji, wybieramy między transportem wygodnym taxi po zakorkowanych uliczkach Bangkoku lub kolejką, która jeździ z lotniska nad zatłoczonym miastem.
Taxi to dla mnie żadna atrakcja, więc decydujemy się na kolejkę.
Lotnisko nam sprzyja, wszyscy mówią po angielsku i szybko wiemy co i jak.
Tylko nasze spocone twarze, podkrążone oczy, dziwny zapaszek i zgarbione plecy pod ciężarem plecaka zdradzają nasze zmęczenie.
Jedziemy kolejką i próbujemy ogarnąć gdzie zmierzamy.
Czy na dziś szukamy noclegu, czy gnamy gdzieś na północ lub południe?
Nie ma jeszcze decyzji, bo przecież jest 10 rano i jak wiadomo mamy czas. Zresztą 10 rano nie sprzyja podejmowaniu decyzji.
Szczególnie jak na dworze jest 35 stopni i jeszcze zdania na temat miasta nie mamy.
Jedyne co zostało ustalone to, to że kierujemy się do dworca jako najbardziej neutralnego miejsca wypadowego.


Wysiadamy i wszystko dla nas jest takie niezwykłe...ludzie, smog, hałas, zapachy jedzenia i rozkładających się śmieci.
Na duży podziw zasługują kable elektryczne, które biegną przez ulice w totalnym nieładzie, tworząc niezwykły baldachim z supłów. Rozmyślamy co w sytuacji awarii? Jak dojść, który kabel do czego? Ktoś wie?
To niech się koniecznie podzieli. Dla nas zostało to tajemnicą.
Burza mózgów nie dała rozwiązania.




Pora ogarnąć, w którym kierunku powinniśmy się kierować, by dotrzeć do dworca głównego.
Szybko orientuję się, że to takie proste nie będzie!
Mapa, którą mamy nic nam nie mówi, nazwy ulic nie możemy znaleźć więc należy zapytać Tajów z pewnością nam pomogą:)
Tak, bardzo chętnie pomagali, był tylko jeden malutki, maluteńki problem.
Co pytałam innego ludzia ten wskazuje inny kierunek.
Mamy 4 główne kierunki świata i wszystkie zostały nam zaproponowane, jako dojście do celu.
Jest w tym co prawda jakiś sens, bo można obejść faktycznie glob i dojść do punktu docelowego, jednak choć kuszące, to mieliśmy na to zdecydowanie za mało czasu.
Straciliśmy na poszukiwania kierunku dobre 30 min kręcąc się w kółko, aż w końcu przypomniało nam się o GPS :)
Ruszyliśmy z buta, do celu było 40 min, ale GPS nie brał poprawki na skwar panujący w mieście, na korki i nasze coraz to bardziej ciążące plecaki.


Jednak dla nas ten spacer był pierwszym kontaktem z Tajlandią, z ludźmi i ich kulturą. Wszystko dla nas było takie fascynujące, że zmęczenie zsuwaliśmy na drugi plan, ciesząc się z wszystkiego.
GPS prowadził uliczkami zupełnie nieturystycznymi, pokazując nam Bangkok z innej strony. Były to miejsca, gdzie ludzie żyli w skrajnym ubóstwie, prowadzili własne, małe biznesy i przygotowywali różnorakie potrawy.
Ogólnie nikomu w tym hałasie, smrodzie i temperaturze nie chciało się niczego kosztować prócz owoców i lodowatych soków z świeżo miksowanych arbuzów.


Nasza wędrówka dała nam do zrozumienia, że czym prędzej chcemy opuścić stolice i jechać w mniej hałaśliwe, zatłoczone miejsca.

Na dworcu znaleźliśmy się po ponad 2 godzinach i już nie wydobywał się z nas „zapaszek” a powiedzmy sobie szczerze: Smród.

Kiedy znaleźliśmy się na dworcu głównym, poczułam się jak w innym świecie.
Było inaczej niż w naszej Europie. Mieliśmy małe wątpliwości, czy w tym wszystkim się połapiemy.
Wszędzie było pełno ludzi i olbrzymie kolejki. Podeszliśmy do informacji i zapytaliśmy dokąd i o której możemy jechać.
Po rozpatrzeniu możliwości, padło na podróż na południe do prowincji Krabi.
Wykupiliśmy sprawnie bilety na 21 z minutami w pociągu sypialnym i pozostało nam oczekiwać na odjazd.
W tym momencie byłam drugą dobę praktycznie bez snu, przeklinając genialny pomysł niespania. Na nasze wielkie szczęście dworzec częściowo był klimatyzowany więc przyniósł nam upragnioną ulgę.


Po krótkim odpoczynku zakładamy plecaki i idziemy coś zjeść.
Jedzenie jest przepyszne, delektuję się Pad Thai i muszę przyznać, że choć „restauracja” w której zamówiliśmy jedzenie nie zachęca to danie pierwsza klasa. Myślę, że Pani Magda G. chcąc tu przeprowadzić swoje rewolucje dostałaby zawału. Ale później przekonam się, że i tak tu było luksusowo w porównaniu do innych gastronomicznych punktów w Tajlandii.
W końcu Street Food w Azji jest podstawą żywienia, chyba wszystkich chcących poznać prawdziwą Tajlandię.


Najedzeni ruszamy na dworzec by uciec od słońca, bo od hałasu to nie możliwe. Na dworcu stawiamy plecaki i po 10 minutach wszyscy zasypiamy w przeróżnych pozycjach. Gdy się budzę nie jestem pewna czy moja noga odzyska jeszcze czucie, ale sycząc próbuję ja rozchodzić. Udaje się!
Snujemy swoje fantazje na temat pociągu. Martwimy się, czy będą cztery gniazdka, by na spokojnie podładować urządzenia? Czy będzie ciepła woda i kogo dostaniemy w prezencie do naszego 4-osobowego przedziału? Oczywiście wypadało by zapytać skąd taka optymistyczna wersja, by były tam jakiekolwiek przedziały??? Nie wiem..... może wpływ słońca i zmęczenia:)
Pewni czekających nas luksusach w pociągu i pełnego relaksu, których z pewnością doświadczymy czekamy na nasz pociąg marzeń.

Wybiła godzina zero i nasz wymarzony pociąg podjechał na peron.
Ha, ha, ha cóż za zaskoczenie, rzeczywistość nie bardzo odzwierciedla nasze pragnienia i fantazje.
Długie korytarze z ciągnącymi się kuszetkami. Gniazdek nie było więcej niż cztery.... Stwierdzam nawet, że były dwa na cały długi korytarz.
Ciepła woda.....ha ha ha....skąd nam takie pomysły przychodziły do głowy!
Powinniśmy się chyba martwić, czy jakiegoś udaru słonecznego nie mamy.
Muszę jednak przyznać, że pociąg i pościel były czyste.
Wizyta w toalecie.... to koniecznie trzeba przeżyć, a kto w Azji był wie, że to dziura w ziemi i pojemnik na wodę.
Piotrek oczywiście rozkminia temat korzystania z toalety.
No bo jak można robić siku, trzymać się poręczy by nie wpaść do dziury, rozluźnić się i przy tym jeszcze się myć.
Stwierdza, że brakuje mu przynajmniej jednej ręki i czeka na miejsce nieco bardziej cywilizowane.
He, he, he jeszcze nie wie, ze szybko się nie doczeka....ale co ja będę mówić i dołować młodego podróżnika.




Kładę się do mojej kuszetki. Nad niczym nie rozmyślam, niczego nie pragnę iż mam wszystko czego potrzebuję, czyli powierzchnie do spania. Reszta nie ma już znaczenia. Zasypiam totalnie obojętna na wszystko, czując się jak królowa w mega wygodnym łożu :)



7 komentarzy:

  1. Aga rewelacja kiedy nastęna część??

    OdpowiedzUsuń
  2. Kasiu, postaram się zacząć pisać już jutro i pewnie pojawi się w poniedziałek:) Nie chce jednak obiecywać ale na pewno dam znać kiedy:) Kurde jak się cieszę, że się podoba:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Aga super się czyta zwłaszcza jak się tam bylo:) apropo pociągów to my widzieliśmy na dworcu w bkk takie wypasne z klimatyzacją 2 łóżeczka w przedziale. Pamiętam że pomyślałam, ze Polska się pewnie długo takich nie doczeka :) Ale tak jak na ulicach Tak i na dworcu różnorodność ogromna!
    Czekam na cd. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gosiu, w Tajlandii nawet jest 3 klasa w przedziałach. Ma siedzenia z sklejki i podłogę z desek:)Ale dlatego warto podróżować, zwiedzać by samemu tego wszystkiego doświadczyć. Byłaś na własna rękę?

      Usuń
    2. Tak Tylko z planem ułożonym co do dnia :) Co do pociągów to my jechaliśmy trochę taka sklejka w 3 klasie właśnie do Ayuthaii Trochę taka skm-ka trojmiejska; ) tyle że z wiatrakami i tak jak piszesz nieco rozklekotana z samymi lokalsami w środku: )

      Usuń
  4. Czekam Aga na ciąg dalszy :-) super!!
    Renata

    OdpowiedzUsuń
  5. Dobrze napisane.Czytając bez żadnego problemu można przenieść się w tamte miejsca, poczuć ich klimat, smak i zapach. Do tego okraszone dobrym humorem. Czekam na więcej.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń